poniedziałek, 17 grudnia 2012

coma, eter

popłynąłem. mocno.
pogo, ściany, headbanging like a motherfucker.
darcie mordy, skakanie, klaskanie.
skupienie, emocje, dreszcze, niekontrolowane tiki.

----------------------------------------------------------

i niby wszystko jest
tak jak powinno być,
za chwilę zbudzi mnie
szary świt,
tylko, dlaczego ja
z takim nieludzkim strachem
nie potrafię.

trudno to zrozumieć, lecz nic
nie daje siły by żyć,
jakaś misterna część
w konstrukcji zdarzeń
pękła.

chciałem zreperować świat,
a oto widzę, że sam
jestem jednym z tych
cholernych drani i świń.

szeroka droga
nie była moja.
jasna siła
utracona.

dopiero teraz wiem jak nisko upada
kto nie wypełnił swego czasu w pokorze.
oto, dlaczego tak się obawiam,
że za minutę trzeba
będzie wstawać i żyć.

zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków,
niepożądane myśli, klęska wiary, fale strachu,
z nieodwracalnym skutkiem burzą trwały senny azyl
i oto trzeba będzie dumnym krokiem iść bez twarzy...
w kolejny dzień.







prorocy porzygali się i śpią,
poeci umierają w grobach strof.

 ...
ginie nadzieja i moc,
rośnie apetyt na zło.
zwyciężą ci, co nienawiścią silni
szydzą z innych.
nad miastem wyrósł jak krzyk
i zamknął drogę do gwiazd,
ogromny wstyd i strach przed ciszą.
eteryczną.
...
mimo że zgubiłem się,
mimo że zabrnąłem w mrok,
wymieszałem z błotem krew,
ocaleję mimo to.


----------------------------------------------------------

znowu chcę więcej.

niedziela, 9 grudnia 2012

... a dziś 3/3

rozczarowana brakiem odpowiedzi
brakiem wzajemności
wyhodowałam drugie serce
na potrzeby pracy, którą wykonuję
nikt nie kocha tak jak ja
i zawsze daję więcej niż
mam wszystko by poruszyć
małe serca wielkim kosztem

naśladujemy stan zakochania
z przyczyn technicznych nieosiągalny
częstotliwości, fale i drgania
rejestrujemy, oszukujemy was

tak 
zaspokajam
ten głód
udaję, że mnie znasz
nic 
nie zostawiam,
tylko szum,
dźwięki starych taśm



projektujemy
taki piękny kryzys
taki piękny skurcz
jedynie dla was
cała słodycz bez kalorii
po przystępnej cenie

hey - z przyczyn technicznych

... a dziś 2/3

zmieniłem także pracę. jakiś czas temu pisałem, o rozmowie w 'jednej z lepszych firm' - no i udało się. od 3 grudnia jestem pracownikiem ibm gsdc polska. będę operatorem mainframe na włochy i finlandię. jeśli coś zjebię, mogą wyłączyć się bankomaty, stanąć hale produkcyjne. stać się mogą również inne rzeczy. 21 grudnia będę walczył z końcem świata.
znowu udało trafić się na fajnych ludzi, no i pensja będzie większa o ponad dwa razy (od teraźniejszej). co prawda na zmiany i 12-stki, ale mi to nie przeszkadza. 3 dni pracy, 3 dni wolne. me gusta.
cieszę się z tego wszystkiego bardzo.
rozwiązałem także umowę ze złotą mewą, nie spodziewałem się że będzie tak miło. (dodam tylko, że powrócił drwal - chyba najlepsza ich kanapka. polecam :p)

przez dwa tygodnie uprawiałem pościg za kasą, byłem blisko stania się tym, czym nigdy nie chciałem.
zachciało mi się kasy, więc mocno planowałem jak pociągnąć 2 roboty jednocześnie. myślałem też co zrobić, by jeszcze bardziej obciąć koszty normalnego życia.
tak więc jest prawdą, że kasa zmienia człowieka.
miałem przecież dosyć życia z tej marnej pensji, gdzie nie było mnie stać na prawie nic. mimo to chciałem ciąć koszty i zapierdalać jeszcze więcej.
po co?

ocknąłem się na szczęście.
z nowej pracy spokojnie utrzymam się, odłożę coś i dalej będzie mnie stać na jakieś extrasy.
w dodatku będzie multisport, może jakieś bilety do kina, imprezy z pracy.

wszystko wygląda dobrze i mam nadzieję, że tak będzie.


tak więc temat muzyki i pracy już zamknąłem. uff



... a dziś 1/3

a przyjdzie czas,
przyjdzie próby czas

żałuję że nie piszę. tyle się dzieje. 3 grudnia liczyłem na rozwiązanie języka, ale jakoś nie nadeszło.
przyszło tydzień później - do wysprzątanego pokoju z czerwonymi lampkami na oknie i do szczęśliwego, i w miarę wypoczętego mnie.

zacznę może od dwóch mega koncertów na które udało mi się wyjść.

kamp!/rebeka (eter, wrocław)

skoro otworzyłem się na inne style muzyczne serwowane z głośników, czas było udać się na nie rockowy koncert. wybór był idealny.
poznański duet wypadł bardzo dobrze (znacznie powyżej moich oczekiwań), mają szansę odnieść sukces na arenie między światowej. czekam na materiał studyjny (a zwłaszcza na piosenkę fivefivefive)

kamp! mówiąc delikatnie - nie zawiódł. zagrali hity 'cairo' i 'sulk', a na deser ponad 10 minutową wersję 'breaking a ghost's heart'. miodzio.
koncert odbył się w dzień premiery ich krążka i trwał ponad 2,5h.
---------------------------------------------------

rockowe konfrontacje (hala stulecia, wrocław)

na kim nowaka się spóźniłem. oh well.
następnie grał jelonek. była to moja druga wizyta na ich koncercie i odczucia mam bardzo odmienne. grudniowy koncert okazał się troszkę nudny. bronił się materiał stworzony przez nich, natomiast metalowo-skrzypkowe przeróbki znanych melodii nie przekonywały mnie już wcale.

po jelonku na scenę weszły luxy. i to była prawdziwa porażka. pięciu chłopa na scenie, żadnego ruchu, wokalista w kaszkietówce naciągniętej na oczy, kurtce zimowej i z rękoma w kieszeniach. masakra. do tego jakieś wonty do ochrony. muzycznie - 95% czasu to też nuda. podobała mi się tylko piosenka z wilkami w tytule. generalnie - mój pierwszy i ostatni koncert chujtorpedy.

następnie śpiewak czesio - największe zaskoczenie wieczoru. także pierwsza, lecz zdecydowanie nie ostatnia wizyta na jego występie. bardzo zróżnicowany set - od ciężkich, wręcz metalowych kawałków, przez spokojne dźwięki 'śpiewa miłosza' po totalny chaos i rozpierdol na scenie. wow.

moja osobista gwiazda wieczoru - hey. kasia jak zwykle doskonała, nowy materiał brzmi nieziemsko. znowu poczułem to coś.
ekstaza.
uniesienie.
rozkosz.
kocham, uwielbiam i czekam na jeszcze.
pisk kasi na 'wilk vs. kot' - miazga totalna.

-----------------------------------------
... a dziś - coma (eter, wrocław)
cieszę się niemiłosiernie że mogę iść. 'czerwony album' już przesłuchany, do 19:00 przypomnę sobie resztę albumów.
gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd

już teraz wiem że popłynę. tak jak na majówce, lub nawet bardziej.



poniedziałek, 3 grudnia 2012

03.12.12 - part 1

wolny weekend nigdy nie nadszedł.
przez ostatnie 2 tygodnie spałem, pracowałem lub spałem.
a gdy już było troszkę czasu, to udało się wyjść na 2 koncerty i picie z kumplami (co odsypiałem po dni kilka).
w sumie polubiłem taki dynamiczny i intensywny styl życia. nie ma czasu na nudę i błotniste myśli.

-------------------------------------------------------------------

i żeby tylko nie dać zmiażdżyć się kolosom
gorgonom nie dać się wzrokiem obrócić w kamień

nowa płyta hey jest zjawiskowa. dodatkowo: na żywo brzmi jeszcze lepiej.
a dziś...


piątek, 16 listopada 2012

early november mix

to znowu ja. jeszcze żyję, czasami mam się dobrze, czasami lepiej. jakoś leci.
od pewnego czasu jestem panem mgr. inż. - tak więc koniec ze studiami. ulga, jednocześnie koniec jakiegoś etapu, koniec (lub bliski koniec) ciekawych znajomości.

byłem na rozmowie w jednej z lepszych firm, z którymi wiążę nadzieje. pracujący tam sąsiad zapewnia że wypadłem bardzo dobrze i w rozmowie odnosi się do mnie, jakbym już tam pracował. problem w tym, że ja sam powoli się w to wkręcam. co zrobię gdy okaże się inaczej? nie wiem.


najdziwniejsze jest to, że uspokaja mnie obecna praca i robienie rzeczy, na które nie mam do końca ochoty. choć ma to jakiś sens, bo w końcu nie mam czasu na myślenie.

po kilkudziesięciu przesłuchaniach 'koi no yokan', odbiłem trochę na tereny crystal castles i calvina harrisa.

so i put my faith in something unknown
i'm living on such sweet nothing
and it's hard to learn
and it's hard to love
when you're giving me such sweet nothing

and it's not enough
to tell me that you care
when, we both know the words are empty air
you give me nothing


nadchodzi wolny weekend. ciekawe dokąd mnie zaprowadzi.

może tu?

czwartek, 8 listopada 2012

another

wszystkiego tak dużo, tak nagle.
ogarnę pewnie w niedzielę dopiero.
mocne dni za mną, mocniejsze przed.
szybko, brutalnie i tłoczno.
jutro, głośniki na full. w sobotę, niedzielę i (zwłaszcza) w poniedziałek też.


ostatnio jakoś rzadko bywam w domu. a jak już jestem, to jakiś nieobecny.
za to przez najbliższe 4 dni będę obecny bardzo.

jeśli wszystko się spełni.
oj.

środa, 7 listopada 2012

histeria arktyczna

dzieje się ze mną coś niedobrego,
śni mi się mięso,
śni mi się krew.
chciałabym wyjąć serce spod żeber
i połknąć z nim cały mój lęk.



dzieje się ze mną coś bardzo dziwnego,
śnią mi się wilki,
śni mi się śnieg.
śni mi się tajga,
przez tajgę biegnę i bardzo męczy mnie już ten bieg.



dzieje się ze mną coś bardzo pięknego
śni mi się zamieć,
śni mi się mróz.
przez zjednoczone stany lękowe
w śmierć zaprzężony ciągnie mnie wóz.



pibloktoq robi mi to, pibloktoq robi mi to?
pibloktoq robi mi to, pibloktoq robi mi to?
pibloktoq robi mi to, pibloktoq robi mi to?
pibloktoq robi mi to, pibloktoq robi mi to?




dzieje się ze mną coś niedobrego,
śni mi się mięso,
śni mi się krew.


poniedziałek, 5 listopada 2012

muzyka.pl

raz jeszcze o muzyce, zapewne nie ostatni.

tym razem po polsku. jesienne premiery jezus marii peszek oraz soundtracku (lao che) wzniecają we mnie uczucia, które obumarły kilka lat temu. polska muzyka broni się, przyjemnie się jej słucha. ba, jestem z niej dumny.
i przypomnę, że na karku jeszcze nowe płyty hey, kim nowak i kamp!. zaiste, piękny listopad się szykuje.


do zbioru dodać można także brodkę, koteluk i marcell. więcej aktualnie nie kojarzę/pamiętam. generalnie - jest lepiej. i zajebiście. zakładam że to nie wszystkie muzyczne dobra narodowe. inne muszą poczekać na odkrycie.
czekam aż dobra muzyka wróci do wszystkich krajowych radiostacji.

(powyższa notka zawiera treści silnie subiektywne)


piątek, 2 listopada 2012

episode 7


jak już pewnie wszyscy wiedzą, kilka dni temu disney kupił lucasfilm. poszło na to zaledwie 4 mld $, ale jest to mało ważne. najważniejsze jest to:
w 2015 roku zobaczymy 7 część sagi, która będzie zarazem pierwszą częścią nowej trylogii. kolejne części mają pojawiać się co 2-3 lata. scenariusz epizodu 7 jest już gotowy i konsultowano go z georgem lucasem.

coś co wydawało się niemożliwe, staje się realne. bardzo się cieszę z tego powodu, zamierzam na każdy z nich pójść do kina przynajmniej raz.


środa, 31 października 2012

spooky 2012

niektórzy mówią że to dziecinne, większość że bezsensowne i ściągnięte z ameryki.
nie mówię nie.
ale ja lubię ten dzień, uwielbiam wieczór. można się bać z milionami innych osób, jest okazja do nawalenia się, ludzie chcą oglądać straszne filmy - do wyboru, do koloru.

ja sam planuję na wieczór alkohol + 'american horror story' (drugi odcinek drugiego sezonu, pierwszy był bardzo ciekawy) + film 'red lights'. chętnie zobaczyłbym też 'v/h/s' lub prometeusza/spider mana/dyktatora. zobaczę jak potoczy się wieczór i czy w ogóle spędzę go u siebie.

strasznego dnia życzę.

wtorek, 30 października 2012

skulls

w wigilię amerykańskiego święta - czaszki. ale takie niecodzienne.







poniedziałek, 29 października 2012

co za dzień, dni.

- 25 października odbyły się na ulicy śrubowej dni otwarte giganta sceny audio - dolby. poszedłem tam z minimalną nadzieją na jakąś ofertę pracy związaną z dźwiękiem. po serii ciekawych prezentacji i wykładzie, moje marzenia został rozwiane. szukają programistów. programiści, wszędzie tylko oni. bywa i tak.
zobaczyłem/posłuchałem przynajmniej kilka fajnych rzeczy (np. telewizor 3d bez okularów). spotkałem kilku znajomych, był bufet, zrobiło się prawie imprezowo.

- w dniach 19-25 października w kinie helios nowe horyzonty odbywał się 1 festiwal kina koreańskiego. całkowicie inna kultura, coś nowego i jakiś pociąg do azji. chciałem iść, ale terminy i gotówka nie sprzyjały.
- od prawie miesiąca dorabiam sobie w pewnej 'restauracji'. wieczorami. niby żadna praca nie hańbi, ale jednak trochę wstyd i generalnie lipa. na szczęście tylko 3/4 etatu i na życie starcza. w międzyczasie staram się znaleźć coś normalnego na dzień. jedynym plusem tej pseudo pracy jest załoga - zaskakująco przyjazna i ogarnięta.

- miałem fazę na rap. jay-z, potem the throne, a teraz nowa (genialna) płyta lao che. polecam serdecznie. przede mną 3 koncerty: kamp! i coma w eterze oraz rockowe coś tam w hali stulecia (hey, czesław, ira, luxy i inni). mam nadzieję, że uda się pójść na wszystko. środek miesiąca to również premiery nowych płyt grup deftones i hey. po przesłuchaniu trzech piosenek z 'koi no yokan' wiem, że krążek ten pozamiata i zniszczy wszystko.
czekam z zapartym tchem.

- na mieszkaniu dziwnie. okazuje się, że 20 latka potrafi być nieprzewidywalna i niestabilna psychicznie. może to po prostu definicja 20 latki. jej brat też ma problemy, więc może to rodzinne. a ja kupiłem sobie kadzidełka. 3 rodzaje, bo na hali targowej mają super tanie (1,50 pln). spodobało mi się i tak sobie kadzę.

- poprzednia notka to mix oddziaływania wyżej wymienionych piosenek, dymu sandałowo-cynamonowego i browarów. też się trochę dziwiłem gdy czytałem ją dzień później, bo takich dziwactw chyba jeszcze nie pisałem :p

- jesień była piękna, mgła także. teraz czas na równie piękną, ponurą jesień - z elementami strachu i chwilą zadumy.


sobota, 27 października 2012

invocatio

o mocy najwyższa.
poprowadź palce me
by styl był nowatorski, a szyk nieskazitelny.

o piękna pani w czarnej sukni.
dodaj mi wrażliwości
bym wypełnił się do kresu wytrzymałości i ostatecznie przelał.

o niebiosa rozciągnięte nad tym padołem.
rozjaśnijcie wnętrze me
bym mógł pokazać drogę, bym chwycić mógł za dusze i prowadził je w miejsca niewyobrażalne.

o fale akustyczne, płynące przez ten świat niczym prądy strumieniowe.
docierajcie jak najdalej
by nieść przesłanie na autostrady nieczułości, by trafiać do serc ludzkich.

o neutrina podróżujące przez wszechświat cały.
nauczcie mnie przenikać przez ciało ludzkie
by żadne zakamarki pominięte nie zostały, by żadna część ciała i umysłu nie czuła się pominięta.

o chłodzie nocy, który przychodzisz z zachodem słońca.
ostudź zbyt gorące głowy, by podejmowane decyzje były choć trochę przemyślane.
daj ukojenie umęczonym komórkom, by mogły się zregenerować.
zapewnij schronienie wszystkim myślom, aby nie bały się ujawnić swojego istnienia.

o muzyko, któraś ponad wszystko.
bądź zawsze przy mnie.

czwartek, 18 października 2012

tempest

take 
out the stories 
they’ve put into your mind 
and brace 
for the glory
as you stare into the sky
the sky 
beneath 
i know you can’t be tired 


lay there 
stare at the ceiling 
and switch back to your time 
just go ahead 
now try and taste it 
i know it should be ripe 

…thrust 
…ahead

turning in circles 
been caught in a stasis 
the ancient arrival 
cut to the end 
i’d like to be taken 
apart from the inside 
then spit through the cycle 
right to the end 


wake for the glory 
i know you can’t be tired 

i’d like you to take me 
apart from the inside 
then spit through the cycle 
right to the end

sobota, 13 października 2012

z rozmyślań przy jesiennym poranku

rześki jak poranna rosa.
świeży niczym jabłko zerwane prosto z drzewa.
wartki niczym górski strumień.

udał się na spacer. szedł zamyślony, patrząc otępiałym wzrokiem na przejeżdżające obok niego samochody i tramwaje.


rozmyślał nad swoim bytem, o funkcjonowaniu świata i o tym jak życie jest piękne.
myślał o milionach masek zakładanych codziennie przez ludzi, o tysiącach mylnych spojrzeń i setkach zbędnych słów.
o podjętych decyzjach, ich konsekwencjach oraz o podróżach w czasie.

utknął w dziwnej stagnacji i za nic nie mógł się z niej wydostać, mimo wielu wyczerpujących prób. chciał, by ktoś wyrwał go z tego błędnego koła, rozdarł na części - by móc uwolnić swoje wnętrze.



towarzyszył mu ciągły szum ulicy, a natłok myśli przemieszany był z ogromną ilością muzyki.

na moście zwierzynieckim wszystko ucichło.
popatrzył w głęboki błękit.
skoczył.




dzień był słoneczny, niebo bezchmurne i zniewalająco niebieskie. powiewał delikatny, chłodny wiatr. złote liście tańczyły na gałęziach.

wtorek, 9 października 2012

house

of flies


zarobię, wybuduję, ożenię się, wychowam dzieci i w nim umrę.

poniedziałek, 8 października 2012

echo

dzień wolny.
banalny słońca wschód, przewidywalny zachód.
kilka szybkich szklanek.
poranki nie cieszą mnie, rozczarowują noce.

cel 'wrocław' - osiągnięty. jestem na swoim, odciąłem się od rodziców, na stałe. praca podła, ale jest za co żyć.
późno już, chodźmy spać.

nie udało się pójść na stonera na hubskiej. niestety. za to na 100% idę na kamp!, comę i hey (listopad i grudzień). czekam bardzo.


wszystko nam się śni. ja tobie a ty mi.
wcale nie ma nas, nie dziejemy się.
lalala.

więcej - wkrótce

środa, 3 października 2012

deftones

czuję jak wlewa mi się do uszu, wypełnia całe ciało.
mózg jest już już zainfekowany.
zamykam oczy, pojawiają się niesamowite i niewyobrażalne wizje.
brak słów by je opisać, przelać 'na papier''.

niedziela, 30 września 2012

septiembre

znów. piękna jesień.
rześkie poranki, gorące popołudnia i długie wieczory.

magisterka oddana, wraz z nią fortuna związana z drukowaniem x kopii. pierwsza praca (a raczej wieczorne dorabianie) na horyzoncie, ale o tym w innym wpisie.

przede mną kilka dni wolnego, czas powrotu do ulubionych zwyczajów i nawyków. czas na spełnianie swoich marzeń.

życzę miłego dnia :)


pewne, odwiedzające mnie tancerki, wręczyły mi dziś 4pak i paczkę cukierków. w sam raz na dzień chłopaka! one same wyjeżdżają dziś. chyba szkoda, bo miło spędziłem z nimi 3 ostatnie dni. byliśmy nawet u augusta i skrzypka pod nasypem. setka była w programie obowiązkowym.


środa, 26 września 2012

cygan

wszystko zaczęło się w niedzielę, gdzieś tak o 17. przyszli znajomi k., przyszedł polacy. przyszła także wódka i bracia figo fagot.
tego wieczora zostałem zniszczony podwójnie, choć może nawet poczwórnie. nie ogarniam.
tego pięknego wieczora miałem pisać magisterkę, a w zasadzie to ją kończyć, bo do 30 września trzeba oddać. haha.
w poniedziałek, po niechcianej pobudce dzwoni telefon.
"promotor jest do środy tylko". what?!

long story short - za godzinkę oddaję magisterkę w rytmach disco polo i bulgoczących resztek mózgu i żołądka. już dawno tak nie miałem :D

nie omieszkam podzielić się nazwami plików:
strona_tytulowa_prosto_od_cygana.pdf i magisterka_de_lux_na_bogatości.pdf

w krwiobiegu tona cukru (z 2 energoli i bounty) i pół tony tłuszczu (kolacja + parówki z serem o 5:00).
w głowie: o boże boże bożenko i wyskrobywanie cygana.

japier japier japierdolejcie mi wódki
mykam na uczelnianę, take care!

niedziela, 23 września 2012

blogspot wita

decyzja zapadła - przenoszę bloga na blogspot. tutaj wszystko robi się szybko i przyjemnie.

skopiowanie 250 notek trochę potrwa, stracę także wszystkie komentarze i wpisy do księgi gości. coś za coś niestety.

będzie dobrze, pozdrawiam!

sobota, 22 września 2012

weeds

goodbye nancy.

środa, 19 września 2012

soon™

po zmianie wyglądu nie mam motywacji do pisania ani do czytania. ale to się zmieni. nawet samo pisanie notki jest uciążliwe na nowym interfejsie :/ żyję - to najważniejsze :) szukam nowej muzyki, wyniki jak zawsze tutaj: http://psychomusic.blox.pl/html   pozdrawiam serdecznie, trzymajcie się ciepło  

brace yourself

autumn is coming

wtorek, 11 września 2012

stało się

zmieniły mi wygląd bloga psiejuchy. akurat wtedy, gdy nie mam czasu na zabawę z html. na dodatek wymusili zaakceptowanie nowego regulaminu, którego nie można przeczytać przed kliknięciem. gratulacje, chuj.blog.pl

poniedziałek, 10 września 2012

sun(ny)day!

o 20 w falansterze czeski noise rock i folk.
fragmenty opisów z last.fm:

or - w swojej muzyce łączą punkową postawę ze stoner'owym luzem
odeur de violettes - obecnie pojawia się z gitarą akustyczną i ukulele. jej muzyka to wpływy lo-fi, grunge'u, ruchu riot grrrl ruchu, punk'owej postawy i estetyki d.i.y.
andrea rottin - grający coś co można określić jako eksperymentalny dziki folk punk

idę, a co. tak jak na wiele innych i ciekawych wydarzeń tej jesieni. przestało mi się podobać siedzenie w domu. czas na nowe.
nadzieja jest wielka, że nic nie pokrzyżuje tych planów.

na poprawkę, po powrocie na bestival 2012 zagra sigur ros i orbital. oł jeeeee!

-------------------------------------------------------------------------------
uwielbiam wrocław późnym popołudniem, wieczorem i nocą. tramwaj, autobus, samochód, rower lub nogi - środek lokomocji nie jest istotny. czy to ruchliwa ulica, czy spokojny zaułek - jest pięknie.


piątek, 7 września 2012

change

witam ponownie :)

z kariery statysty niestety nic nie wyszło - plan wywołania zdjęcia poniżej 50 gr się nie udał. przynajmniej byłem w domu, gdy dzwonili do mnie hr'owcy. i oby dzwonili kolejni!

pierwsze 3h pisania magisterki za mną - kończę jeden podrozdział i na liczniku 10 stron. aktualnie przerwa na relax, pompki, muzykę, sklep i obiad. może skończę dziś ten podrozdział. a wieczorem piwko ze 'swojakami'

a na mieszkaniu wielka akcja: rozmrażamy zamrażarkę! lubię takie dni - nikt się nie przyznaje do zamrożonego jedzenia, więc ja mam żarcie na 3 dni :D

strasznie wkręciła mi się hipertrofia comy. aż sam się temu dziwię, bo przecież kiedyś wydawali mi się kupą. zmieniam także zdanie na temat wkurzającego adasia. pisałem o nim jak jeszcze mieszkał w pokoju obok. wrócił z erasmusa, przeprowadził się do domku obok i zaczynam go tolerować, a nawet lubić. generalnie jest ogarnięty, nie mam już z nim kontaktu 18h na dobę i znaleźliśmy tematy do rozmowy. a po alkoholu to już prawie bff, hhahahah. fajnie, nie lubię nie lubić ludzi.

a w kwestiach zmian bardziej przyziemnych - zaczęła mi smakować cebula :D

środa, 5 września 2012

ragequit

dzwonię do rodzinki, bo jęczą że się nie odzywam.
gadam z ojcem, fajna gatka, miła itp
i już mam się rozłączać. już w myśli naciskam czerwoną słuchawkę.
nie.
'daj mamę.'
żeby smutno jej nie było czy coś.
i już po 10 sekundach mam opierdol, że 2 lata jestem na darmo w tym wrocławiu. no kurwa ja pierdolę. i oni się dziwią że nie dzwonię? (dodam, że priorytetem jest dla mnie znalezienie pracy, uczelnia się nigdzie nie wybiera - a ja nie wyobrażam sobie powrotu do domu) na dodatek, podczas gorącej wymiany zdań, w słuchawce pojawiło się beep beep.
- ktoś do mnie dzwoni, muszę kończyć.
- czyli nie chcesz już ze mną rozmawiać.
- no ktoś do mnie dzwoni, muszę odebrać. pa.
dzwonił daniel, jemu też nie idzie praca mgr. :p

a ja chcę napisać tę pracę. tylko mi się nie chce.
takie to przeboje.

coma - zamęt tutaj

wszystkie siły sprzeczne
zakodowane w czasie
nie zwaliły mnie z nóg
a wzmocniły trwale
wzmocniły trwale na czas


więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć


więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć


więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć
więcej
więcej sił żeby żyć
więcej

więcej sił
żeby
ŻYĆ




wtorek, 4 września 2012

job hunting

szukam. kolejny dzień.

lecz dziś załamuję ręce. każde ogłoszenie to potrzeba założenia konta na nowej stronie. jakby nie mogli podać maila i wio.
uwaga, jest lepiej.
- strony te są profesjonalnie przygotowane - 'we offers' - wy oferuje? dafuq.
- ostatnie pole do wypełnienia w aplikacji: okres wypowiedzenia: 2tyg/1miesiąc/3m/6m. noż kurwa.
- redaktor/dziennikarz w branży meblarskiej. 'dziś gościmy państwa na targach meblarskich w radomiu... super event, mega biba.'

wino, kurwy i hulanki
obok piękne meblościanki
guuuuuuuuurl please


milion siedemset cztery cv i listy motywacyjne, a jutro do agencji statystów - może będę w tv. hahahahah.
a na obiad - moje słynne już w okolicy danie - makaron z resztkami z lodówki :D

muzyka, muzyka, muzyka - poezja!
grizzly bear - yet again

03.09

zastanawiam się nad założeniem bloga. a może nawet dwóch. takich komercyjnych, wiecie, 'z prawdziwego zdarzenia'.
o muzyce - recenzje płyt, premiery muzyczne, różne nowinki i relacje z koncertów. trochę mainstreamu, trochę offu.
może zauważyłby mnie jakiś onet/wp/gazeta/radio. cokolwiek. wiem że jest mnóstwo blogów o podobnej tematyce (nie wiem, tak tylko mówię :p) ale może akurat mi się uda. gdy będę już trochę rozpoznawalny - może wejścia na eventy jako 'prasa'?
a w internecie potrafię zaspamować i pokazać się w wielu miejscach. tak, sprzedać się.
może nawet znalazłbym kogoś o zupełnie innych gustach muzycznych, kto byłby chętny do napisania czegoś czasem - jako takie uzupełnienie.

drugi blog byłby o serialach, ale to projekt bardzo odległy od fazy realizacji, a nawet wstępnych przygotowań.

3 godziny później...
oczywiście po napisaniu powyższego tekstu, zalogowałem się na blogspota i zacząłem dłubać. z planów wczesnego pójścia spać zrobiło się kuku. wiem, że o czymś jeszcze miałem napisać.
a może jednak mgr?

wspominki

wiek bardzo wczesnoszkolny. jedne z pierwszych zapamiętanych urywków życia.
czy będzie więcej? się zobaczy :p



ojciec strasznie się cieszył że potrafię przez tyle godzin bawić się sam. np. ludzikami z lego, patykiem czy zegarkiem (nie pytajcie :D)
a co miałem robić, jak reszta kolegów poszła gdzieś tam dalej (w znaczeniu daleko od domu) - ja oczywiście zapytałem się mamusi czy mogę iść razem z nimi - bo tak mnie wychowali w końcu. 'nie możesz'.

u ciotki za malucha bawiłem się z kuzynem. ja wychowany w mieście, on na wsi.
pamiętam jak mamuśka opowiedziała u siebie w pracy (w mojej obecności) jak to on chodzi z siekierą w ręce, a ja za nim popierdalam z kwiatkami. (niby bez popierdalam, ale tu to słowo pasuje idealnie)
oczywiście - za dotknięcie się siekiery dostałbym po dupie. good times.
drewno rąbałem z dziadkiem jak już trochę podrosłem.

nigdy nie zadałem rodzicom najtrudniejszego pytania świata: skąd się biorą dzieci?
a przynajmniej sobie tego nie przypominam. pewnie chciałem wyjść na mądrzejszego.

jeśli dziecko nie mówi jakiejś literki, to zapewne 'r' - więc z pralki wychodziła plalka.
w moim wydaniu oczywiście wyszła prarka. karoryfer też był. ale l jak lody działało bardzo dobrze!

moja siostra uczyła się czytać (składać literki) w podstawówce. guma za 20 min czytania - nie pamiętam dokładnie, ale smarowali jej nieźle (ps nauczyła się).
ja czytać nauczyłem się sam. w zerówce. skończyła się wieczorynka w domu i mały psychosocial czyta pierwsze słowa z przewijających się napisów. bo dlaczego nie? się zdziwiła mamuśka.

raz w drodze z przedszkola strasznie czegoś chciałem. dostałem żydem po uszach i się zamknąłem.
takim soczystym i siarczystym: 'ale z ciebie żyd'.
nie miałem pojęcia o co dokładnie chodzi, ale ton podziałał i się zapisał na dysku :D

a na koniec: women logic 101
siostra mnie nauczyła, że gdy mama mówi 'nie wiem' to znaczy nie, a jak 'zobaczę' to raczej tak (czyli nie wiem?)

poniedziałek, 3 września 2012

#9 - wiosna

wypełzają z ziemi, przebierają się za piękne rośliny i bazie

przyciągają jaskrawymi kolorami kwiatów
otumaniają zapachem akacji, lipy i innych
duchy udają bujne krzewy obrośnięte białymi kwiatami

u nóg wiją się zdradzieckie pnącza

piękny śpiew ptaków zaciąga cię co raz głębiej w nieznane
niewinne pszczółki próbują ukłuć zatrutymi odwłoczkami
motylki odciągają bezbronne dzieci od rodziców

niedziela, 2 września 2012

piątek, 31 sierpnia 2012

-

uprzedzam: notka zła. swoiste rozładowanie natłoku. chaos z lewej, z prawej kurwidołki.

zawiodłem się na ludziach. o ironio.
to ci sami, na których otworzyłem się przez ostatnie dwa lata. po co mi to było? dobre pytanie.
nie jestem zły, każdy ma swoje potrzeby i sposób bycia. widocznie ja mam inne i rozminęliśmy się na rogu ulic życia. tylko to rozczarowanie.
---------------------------------------------------

cisną się na usta słowa adasia miauczyńskiego: "nie udało mi się życie, zmarnowałem". bo to co mam to wrocławska dziura w sercu, której nie jest w stanie załatać kraków ani dom; oraz muzykę. i czym większa ta dziura, tym więcej muszę w nią wlać muzyki. na całe szczęście nie działa to w drugą stronę - ilość muzyki nie powiększa dziury. może to błahe.
tak bardzo podoba mi się to miasto, może samo naprawi tę dziurę? ma jeszcze miesiąc.

----------------------------------------------------------------
miałem się odezwać gdy on już sobie pójdzie. jeszcze nie poszedł. dlaczego więc piszę?
przez ostatnie kilka dni usilnie starałem się nie myśleć. zawsze staram się tak robić, gdy czuję ciemne i złe. nie myśleć i nie pisać. tym razem jest inaczej. czuję jakoś inaczej. jeszcze nie potrafię tego nazwać, ale to trwa nadal i nie wygląda na to żeby przestało.
jest też drugi powód. przeczytałem, że inni też myślą o swojej śmierci - o reakcjach innych, o tym kto będzie pamiętał. kiedyś wyobrażałem sobie kto zająłby się mną, gdyby cała rodzina zginęła. skoro nie wydaje mi się to już super dziwne - mogłem zaciągnąć trybiki do pracy.
gdy byłem u kogoś w domu - zawsze obserwowałem relacje rodzinne. w sumie nadal tak robię. nie to, że u mnie jakaś patola. nie. ale są różnice, czasem duże.


śmierć jest zawsze dobrym tematem. niby wiadomo że każdy umrze, jednak większość chyba o tym nie myśli. a jak czują się ludzie którzy mają śmierć jak w banku? nieuleczalne choroby & shit. albo ludzie którzy wychodzą od lekarza z datą: 1 rok przydatności.

chciałbym rozwinąć niektóre aspekty w osobnych notkach - może się uda.

czwartek, 30 sierpnia 2012

po 4

a właściwie to prawie piąta. uwielbiam późny sierpień. jesień już blisko, noc w końcu ma przyzwoitą długość. słońce w odstawce! hhaha!
myjąc zęby popatrzyłem tak na tę swoją gębę. definitywnie szału nima. bardzo polecana fryzjerka nie zachwyciła. przynajmniej tania była. a do tego wszystkiego - przypomniała mi się taka piosenka, której tekstu chciałem od dawna tutaj użyć - i w końcu jest okazja.

it's early in the morning
i'm laughing at the sun
my mirror disappoints me
am i the only one?
all i need is you smiling
at me
all i need is life, love
with you


awolnation - all i need
swoją drogą - mówi się 'byłaś u fryzjera?', 'gdzie chodzisz do fryzjera?' lub 'kto cię tak urządził?!' itp. a jeszcze nigdy takowego nie spotkałem - w znaczeniu fryzjera faceta. taka zagwozdka. a może już dyskryminacja? :p

-----------------------------------------------------------------
zakochałem się w 3 kolejnych zespołach: m83, niki & the dove oraz alt-j (∆).
pierwszy zespół znałem już wcześniej, nastąpiło ponowne odkrycie i zachłyśnięcie klimatem. natomiast dwa kolejne to zupełne nowości. oba składy wydały swoje debiutanckie płyty w tym roku (a dokładniej w maju).

niki z gołąbeczkiem to szwedzkie trio. wokal zdecydowanie wyróżniający się, w dodatku kobiecy. grają coś na pograniczu popu, elektroniki, dreamwave i indie - ale ambitnie, trochę alternatywnie i jest to dobrze zrobione.

natomiast alt-j to kwartet wywodzący się z uk. grają niesamowite rzeczy - gitary, fortepian, trochę elektroniki i mega wokal. turbomega. ciężko przypiąć do tego łatkę, ale powiedzmy że indie/experimental/alternative trafi z opisem (przynajmniej po części). na płycie dużo się dzieje: od zwykłych melodii, przez chóro-podobne coś, ciężki rytm, full chillout, delikatny rock, po tłusty bass, instrumentale i arabsko-brzmiącą niespodziankę na koniec.
alt-j (∆) - 'an awesome wave': 40 minut rozkoszy. fragmenty na moim hype i psychomusic.

-----------------------
a na sam koniec (bo powoli zaczyna się robić jasno) - pojawią się notki, których dogłębnej lektury od was nie wymagam. cieszę się bardzo że mnie odwiedzacie (i czasem nawet coś napiszecie :D) i nie chcę was wystraszyć/zanudzić/czy cokolwiek. wrzucam je, powiedzmy w celach terapeutycznych.

.gif




:D



środa, 29 sierpnia 2012

hitman

przyjął pierwsze uderzenie.
zdziwiony, wręcz zszokowany. nie wiedział co się dzieje. ułamek sekundy wcześniej wszystko było normalnie - teraz podziwia świat z wysokości kolan. dezorientacja. gdy dochodzi go drugi cios jest już prawie na nogach, prawie dochodzi do siebie. prawie.

leży. pokazanie, że jest silny nie podziałało - więc czy taktyka udawania martwego przyniesie skutek? nie. po wyczekaniu znów próbował się podnieść i gdy już stał na nogach, dosięgnęło go kolejne uderzenie.
historia powtarzała się kilkunastokrotnie. dostawał, padał, podnosił się i znów dostawał.

wydawać by się mogło, że się uodporni, przyzwyczai. prawie mu się to udało.
jednak po którymś ciosie się nie podniósł. organizm nie dał rady przyjąć więcej ciosów.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

it's coming

czuję że nadchodzi. zaczynam się wkręcać.
nie ma większego powodu.
to jest ten stan. lato, a mi jest zimno. nie ważne jaka gra muzyka, nastrój ten sam. ciarki na plecach.
dziś nie biegam.
dziś tylko spacer.

dawno już go tu nie było.
strumień robi się wartki. popłynę daleko. niebezpiecznie.

poddam się mu, weźmie mnie ze sobą. byle do nocy, a co później?
'god only knows'

odezwę się jak tylko sobie pójdzie

sobota, 18 sierpnia 2012

#8 - lato

upiory, straszydła, potwory, duchy

upał ułatwia im zadanie, ofiary pchają im się wprost w szpony
na dnie rzek i basenów czyhają na dzieci
skąpo ubrani ludzie chronią się w cieniu
przypadkowe zaśnięcie może się okazać wieczne
rowerzyści jeżdżą krętymi ścieżkami usłanymi śliskimi korzeniami i kamieniami

wszędzie pełno pajęczyn i babiego lata
wielkie ptaszyska latają nad głowami
spośród koron drzew świecą czerwone oczy wiewiórek

niebezpieczne są noce - wygłodniałe bestie mają bardzo mało czasu na ataki w ciemności

piątek, 17 sierpnia 2012

mid august mix

o wszystkim i o niczym, najciekawsze chyba na początek.

sny

pamiętam trzy. w pierwszym byłem w kościele i nagle zapanowało wielkie poruszenie (o ile jest to dobre słowo). takie pomieszane z niepokojem. dlaczego? otóż była przepowiednia (wg kościoła też prawdziwa), że koniec świata nadejdzie tego 21 grudnia jeśli przed tą datą zmieni się świat. diametralnie. i podczas mojej wizyty w kościele chyba się to stało - bo ksiądz przestał mówić, odezwały się radyjka dziadeczków i ludzie zaczęli wychodzić z kościoła. obudziłem się zanim dotarłem do drzwi wyjściowych.
drugi sen był o wojnie. już niestety bez szczegółów.
trzeci znowu związany z kościołem. stare miasto które składało się z pomieszania wrocławia, krakowa i miasta rodzinnego. wszedłem do kościoła, wyszedłem dziwnym wyjściem, wróciłem, kogoś zobaczyłem, wszyscy wyszli, szukałem tego kogoś, trafiłem do jakiegoś sklepu, potem rynek, zrobiło się ciemno i tyle. było niebieskie światło i jacyś znajomi ludzie.

bieganie

biegałem sobie ot tak, truchtem. bo po co szybko, jak można wolno i spokojnie. potem przeczytałem artykuł, że z wszystkich istot na tej planecie to człowiek jest najlepiej do tego przystosowany. to sobie podkręciłem tempo w sobotę. i zobaczyłem, że jest to dobre. więc ciuram teraz siakieś takie interwały.
ps biegam też dla zapachów - roślin, nadciągającej jesieni, ognisk i ławeczek. rozwinę ławeczki: zakochane parki nad którymi unosi się chmura perfum, dezodorantów i innych pachnideł. lubię też widok ludzi biegnących przede mną - tak fajnie przebierają nóżkami. a na widok huskich rozklejam się jak zakochana nastolatka w rui.


dom

przed krakowem byłem w domu. olimpiada 24/7, balkon, rower, góra, tosty u a. i opychanie się w domu. po raz kolejny stwierdzam, że część mojej rodziny ma problemy z głową. i to ta połowa z której jak na razie odziedziczyłem więcej. ciekawe kiedy mi odbije :D (hmm, może jednak nie powinienem się z tego śmiać). mamuśka chce wnuki, ojciec nie chce żebym mieszkał za daleko. huehueheueueueueu
zapomniałbym o stadzie 1000 gawronów. robi wrażenie jak przelatują nad blokiem. no i jak kraczą pod oknem o 4 rano.


lodówka

w krakowie mieli pełną lodówkę. to ja też. 4 jogurty, banany, nektarynki, marchweki, kabanosy, serki, papryka, pomidory, dzisiejszy gulasz z brązowym ryżem, galaretka. cieszę się na samą myśl o tym wszystkim :D
dodam, że mam problem ze znalezieniem dobrych płatków. w sklepach w pobliżu tylko jakieś smuty za 6zł. może biedronka mnie uratuje.


sport

już w ten weekend 1 kolejka primera division, vuelta rusza 18. już widzę mój zapał do magisterki.


zmiany na blog.pl

wezmę na klatę, zobaczymy jak to będzie wyglądać.

środa, 15 sierpnia 2012

happy birthday to me

zacznę od tego, że stuknął mi kolejny roczek. 24 jeśli dobrze liczę.
dalej mam kiełbie we łbie, milion pomysłów na sekundę na zmianę z pustką w głowie. problemy są - nowe i stare, ale one zawsze będą. i ma je każdy. przecież "jakim samochodem dziś się polansuję po mieście" to też problem.
mimo wszystko jestem zadowolony. znam fajnych ludzi, staram się robić to co lubię. to dużo.

dzień minął spokojnie. przyznam, że początkowo dość smutno. ktoś kto jest na miejscu składa mi życzenia na fejsbuczku. no bitch please & fuck off.
ale stwierdziłem, że się nie dam i że dzień będzie dobry. a jaki jest najlepszy sposób żeby ujarzmić faceta? dożołądkowo i smacznie, do tego za darmo. więc do dominium na darmową, urodzinową minipizzę. dla mnie wcale taka mini nie była, w sam raz na obiad :)
prawie dwie godziny szwendałem się po rynku. były bańki mydlane. dużo. wygrzałem się w słońcu, zrobiłem parę zdjęć.
w biedronce zaczepiła mnie jakaś dziewczyna. spokojnie, spokojnie - była wstawiona :D wszak trzeźwe na mnie nie lecą! :) stojący z nią chłopak chciał porwać kasjerkę na melanż. pocieszni na prawdę, uzupełniali stan alkoholu.
spotkałem ich w drodze do domu - grali i tańczyli, lub po prostu bawili się muzyką. coś tam dostali ode mnie. "ej, to ty, ten ze sklepu! dzięki!"

a później przyjechał prezent (w zasadzie pięć + bonusy). mhm.
krasnale też się wygrzały

wtorek, 14 sierpnia 2012

amazing krakau

tak więc byłem. i bardzo się cieszę z tego wyjazdu.

do krakowa zajechałem oczywiście sauno-busem, w dodatku pod koniec drogi jakiś typ zamknął okno. pewnie było mu zimno.
tym razem okolice placu bohaterów getta. przyjemnie. w dodatku monopole i telepizza tuż obok :) no i blisko do centrum.

i zaczęły się przygody.
pierwszego dnia dostałem pierwsze w życiu oficjalne zaproszenie na wesele. "zapraszamy psychosociala z osobą towarzyszącą" - hah, pójdę choćby sam lub wezmę ze sobą gumową jolę albo kartonową beatę :D
później - jaka to laptopowo-pijano-melodia. zdania są podzielone, ale ja jestem pewien wygranej drużyny męskiej. no i spacer o 4 rano ulicą starowiślną (skrócony przez deszczyk). aha, bardzo delikatnie mówiąc - jebało wiatrem jak głupie.

dzień drugi. na początek wycieczka do... urzędu miejskiego. a w środku ciapaty ze wzrokiem "wpierdol za darmo". następnie posiłek i spacerkiem na kazimierz, gdzie spotkać się miałem z kolegą ze studiów.
i tak się stało. piwko w "wódce i zakąskach" (czy coś takiego) i decyzja - do sklepu i na wały. pięknie było. browary się skończyły, słońce się chowało - więc powrót. trochę już szumiało, ale trafiłem sam :)
w mieszkaniu chwila odpoczynku i na kopiec kraka. widok na kraków nocą - polecam. tam dobrze się już zaprawiłem (i chyba nie tylko ja) i mimo chłodu było miło.
odkrywam w sobie niesamowitą zdolność - gdy spadam z pochyłego wykonuję koziołki/ turlanie/ przewrót w przód i wstaję jakby nigdy nic - taka ciekawostka

dzień kolejny trochę zamulony, bo żołądek grymasił. pół mieszkania w pracy, więc wybrałem się z o. na spacer. wawel + rynek. lubię. posiedzieliśmy na dziedzińcu, zaglądnęliśmy do zimnego lecha i w drogę.
wieczorem do mleczarni na driny, potem spacerkiem na lodzika. na mieszkaniu miał być film, ale napisy nie działały, chęci zmalały i po 20 minutach wina truskawkowego zostałem sam. obejrzałem do końca, świetna muzyka i klimat.

w czwartek podróż do wrocławia.

podsumowując - pozytywny chill na maxa. będę bardzo miło wspominał. no i jeszcze te 2 prezenty urodzinowe oraz zdjęcia :) (np. to poniżej - kopiec kraka nocą)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

mix podróżowy

krakau

34 stopnie na zewnątrz, a ja w drogę, do miasta królów polskich. bus na 90% nieklimatyzowany.
a może będzie?
a może będzie pusty? bo kto poza mną jeździ do krakowa o 16 w poniedziałek i w upał :D
wrocław we czwartek.


space

ciekawość już na marsie. jeśli macie już dosyć wiadomości o łaziku za 2,5 mld $ - wybaczcie. ja czekałem na to wydarzenie od 3 tygodni i od 6:30 oglądałem stream. wszystko się udało, czekamy na pierwsze efekty i lepsze zdjęcia.
a poniżej pierwsza fota marsa przesłana tuż po lądowaniu (jakoś o 7:32)

piątek, 3 sierpnia 2012

medalowo

były dziś emocje, oby to nie był koniec :)
wielkie gratulacje dla naszych medalistów!

piątek, 27 lipca 2012

27

jadę do domu. jeśli się uda, trasę pokonam w rekordowym czasie - poniżej 7 godzin.

póki co lipiec nie przyniósł oczekiwanych, pozytywnych rozwiązań. z wyjątkiem jednego - pobiłem rekord wszech czasów w ilości napisanych notek. a liczba ta: 27.

tak więc jadę, dwa busy w siedem godzin. oby poniżej tych siedmiu.
planowo na dni siedem. może ktoś zadzwoni i będę musiał wracać. to by było.

odnośnie dwóch ostatnich wpisów:
początekoniec to praca "wystawiona" na bunkrze przy legnickiej. znowu byłem w okolicy, więc wkleiłem.
fashion? przeglądałem katalog blogów i jest tego w chuj. ot, wklejanie ładnych ciuchów :) też mogę.

dzisiejsze popołudnie spędziłem na pogawędkach w oknie przy wentylatorze (vel. wiatraku) ze współlokatorem. przewinęły się także: mrożona kawa z big milkiem i bitą śmietaną, oraz dziewuchy piekące ciasta. trzy.
nie było nam dane spróbować żadnego z nich. a ich nie spotkał zaszczyt posmakowania kawy. heh.

w domu czeka na mnie rower i darmowe jedzenie. fuck yea.
życzę miłej, ciepłej i udanej końcówki lipca!

czwartek, 26 lipca 2012

fashion?

po łażeniu po mieście z cv, wypełnianiu profili i modleniu się do telefonu (i nie tylko), nie robię nic produktywnego. mówiąc inaczej, trochę mi odpierdala.
szukam kont bankowych z najlepszym %, gdzie najbardziej opłaca się wziąć kredyt (hint: nigdzie) lub czytam spam z poczty. i tu trafiłem na coś ciekawego. sklep internetowy answear.com ma przesyłki za free. dodatkowo - za zapisanie się do newslettera (kilka kolejnych maili w spamie nie zaszkodzi) dostaje się 30zł zniżki przy zakupach powyżej 100zł. bonus pewnie jednorazowy, ale jednak.

moja pierwsza notka o modzie (sam nie wierzę że jednak to napisałem)

okazuje się, że w sklepie można znaleźć część zawartości mojej szafy. wszystko z reportera.

(kliknij żeby powiększyć)

czemu nigdzie nie spotkałem takich spodni? insta buy.

(kliknij żeby powiększyć)

super portfel i coś na rękę obok zegarka. kiedyś nosiłem takie robione własnoręcznie, ale siła wyższa kazała mi się ich pozbyć.

(kliknij żeby powiększyć)

a wisienką na torcie jest ta marynarka. mistrzostwo.

(kliknij żeby powiększyć)

gdzie są takie sklepy na miejscu ja się pytam?

skoro już o modzie i ubraniach.
primo - mówią że kobiety mają dużo butów. mój poprzedni współlokator miał koło 10 par, obecny ma 17. serio.
(dziś "były" nas odwiedził i obiecał że policzy)


secundo - podziwiam człeka, który kilka dni temu o godzinie 14, w nieklimatyzowanym tramwaju, w upale 30-kilku stopniowym, twardo trwał w długich spodniach, czarnym swetrze i z niezbyt przewiewną chustką (nie mam pojęcia jak się to nazywa :p) wokół szyi. podziwiam. jego twarz płonęła z gorąca.

tertio - osobiście lubię i polecam sklepy: diverse, reporter; czasem h&m i cropp.

quatro - potrzebuję pieniędzy!