man of steel
[ kryptoński design łączy pomysły z "matriksa" i "prometeusza", a melanż ruchomej kamery i cyfrowych efektów kojarzy się ze "star trekami" abramsa. zaskakująco niewiele tu barokowego rozmachu, z jakim wiążemy snydera. najbliżej "człowiekowi ze stali" do "okopowych" scen "sucker punch": tonacja jest szaro-bura, kamera dostaje drgawek, a mimo to wszystko jest czytelne.
ten szczegół różni snydera od michaela baya, który stawia efektowność ponad efektywność i dla którego dobry wybuch jest wartością samą w sobie. reżyser "człowieka ze stali" tymczasem skupia się na opowiadaniu, dbając o przejrzystość nawet wtedy, gdy zniszczenia osiągają apokaliptyczny wymiar.
szczególnie udana jest bijatyka supermana z faorą i jej pomagierem na ulicach smalville. wreszcie czuć w kinie skalę potęgi supermana: impet jego uderzeń, szybkość jego lotu.
ostatni syn kryptona jest w filmie tak poważny, że nawet bieliznę schował pod spodnie. dlatego indywidualny odbiór filmu będzie w dużej mierze uzależniony od tego, czy jest się w stanie zaakceptować ten posępny ton. dyskusji nie będzie jednak w innej kwestii – "człowiek ze stali" to bezapelacyjnie widowisko pierwszej klasy.
]
[
recenzja]
też miałem pelerynę, tylko czarną.
latałem po podwórku jak wariat.
szaro-buro, posępnie, dynamika scen walki (zwłaszcza wśród drapaczy).
film polecam.
bardzo.
a tak na mniej serio:
śmiałem się w głos przed monitorem.
the power of dubstep.
heheszki.