poniedziałek, 17 grudnia 2012

coma, eter

popłynąłem. mocno.
pogo, ściany, headbanging like a motherfucker.
darcie mordy, skakanie, klaskanie.
skupienie, emocje, dreszcze, niekontrolowane tiki.

----------------------------------------------------------

i niby wszystko jest
tak jak powinno być,
za chwilę zbudzi mnie
szary świt,
tylko, dlaczego ja
z takim nieludzkim strachem
nie potrafię.

trudno to zrozumieć, lecz nic
nie daje siły by żyć,
jakaś misterna część
w konstrukcji zdarzeń
pękła.

chciałem zreperować świat,
a oto widzę, że sam
jestem jednym z tych
cholernych drani i świń.

szeroka droga
nie była moja.
jasna siła
utracona.

dopiero teraz wiem jak nisko upada
kto nie wypełnił swego czasu w pokorze.
oto, dlaczego tak się obawiam,
że za minutę trzeba
będzie wstawać i żyć.

zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków,
niepożądane myśli, klęska wiary, fale strachu,
z nieodwracalnym skutkiem burzą trwały senny azyl
i oto trzeba będzie dumnym krokiem iść bez twarzy...
w kolejny dzień.







prorocy porzygali się i śpią,
poeci umierają w grobach strof.

 ...
ginie nadzieja i moc,
rośnie apetyt na zło.
zwyciężą ci, co nienawiścią silni
szydzą z innych.
nad miastem wyrósł jak krzyk
i zamknął drogę do gwiazd,
ogromny wstyd i strach przed ciszą.
eteryczną.
...
mimo że zgubiłem się,
mimo że zabrnąłem w mrok,
wymieszałem z błotem krew,
ocaleję mimo to.


----------------------------------------------------------

znowu chcę więcej.

niedziela, 9 grudnia 2012

... a dziś 3/3

rozczarowana brakiem odpowiedzi
brakiem wzajemności
wyhodowałam drugie serce
na potrzeby pracy, którą wykonuję
nikt nie kocha tak jak ja
i zawsze daję więcej niż
mam wszystko by poruszyć
małe serca wielkim kosztem

naśladujemy stan zakochania
z przyczyn technicznych nieosiągalny
częstotliwości, fale i drgania
rejestrujemy, oszukujemy was

tak 
zaspokajam
ten głód
udaję, że mnie znasz
nic 
nie zostawiam,
tylko szum,
dźwięki starych taśm



projektujemy
taki piękny kryzys
taki piękny skurcz
jedynie dla was
cała słodycz bez kalorii
po przystępnej cenie

hey - z przyczyn technicznych

... a dziś 2/3

zmieniłem także pracę. jakiś czas temu pisałem, o rozmowie w 'jednej z lepszych firm' - no i udało się. od 3 grudnia jestem pracownikiem ibm gsdc polska. będę operatorem mainframe na włochy i finlandię. jeśli coś zjebię, mogą wyłączyć się bankomaty, stanąć hale produkcyjne. stać się mogą również inne rzeczy. 21 grudnia będę walczył z końcem świata.
znowu udało trafić się na fajnych ludzi, no i pensja będzie większa o ponad dwa razy (od teraźniejszej). co prawda na zmiany i 12-stki, ale mi to nie przeszkadza. 3 dni pracy, 3 dni wolne. me gusta.
cieszę się z tego wszystkiego bardzo.
rozwiązałem także umowę ze złotą mewą, nie spodziewałem się że będzie tak miło. (dodam tylko, że powrócił drwal - chyba najlepsza ich kanapka. polecam :p)

przez dwa tygodnie uprawiałem pościg za kasą, byłem blisko stania się tym, czym nigdy nie chciałem.
zachciało mi się kasy, więc mocno planowałem jak pociągnąć 2 roboty jednocześnie. myślałem też co zrobić, by jeszcze bardziej obciąć koszty normalnego życia.
tak więc jest prawdą, że kasa zmienia człowieka.
miałem przecież dosyć życia z tej marnej pensji, gdzie nie było mnie stać na prawie nic. mimo to chciałem ciąć koszty i zapierdalać jeszcze więcej.
po co?

ocknąłem się na szczęście.
z nowej pracy spokojnie utrzymam się, odłożę coś i dalej będzie mnie stać na jakieś extrasy.
w dodatku będzie multisport, może jakieś bilety do kina, imprezy z pracy.

wszystko wygląda dobrze i mam nadzieję, że tak będzie.


tak więc temat muzyki i pracy już zamknąłem. uff



... a dziś 1/3

a przyjdzie czas,
przyjdzie próby czas

żałuję że nie piszę. tyle się dzieje. 3 grudnia liczyłem na rozwiązanie języka, ale jakoś nie nadeszło.
przyszło tydzień później - do wysprzątanego pokoju z czerwonymi lampkami na oknie i do szczęśliwego, i w miarę wypoczętego mnie.

zacznę może od dwóch mega koncertów na które udało mi się wyjść.

kamp!/rebeka (eter, wrocław)

skoro otworzyłem się na inne style muzyczne serwowane z głośników, czas było udać się na nie rockowy koncert. wybór był idealny.
poznański duet wypadł bardzo dobrze (znacznie powyżej moich oczekiwań), mają szansę odnieść sukces na arenie między światowej. czekam na materiał studyjny (a zwłaszcza na piosenkę fivefivefive)

kamp! mówiąc delikatnie - nie zawiódł. zagrali hity 'cairo' i 'sulk', a na deser ponad 10 minutową wersję 'breaking a ghost's heart'. miodzio.
koncert odbył się w dzień premiery ich krążka i trwał ponad 2,5h.
---------------------------------------------------

rockowe konfrontacje (hala stulecia, wrocław)

na kim nowaka się spóźniłem. oh well.
następnie grał jelonek. była to moja druga wizyta na ich koncercie i odczucia mam bardzo odmienne. grudniowy koncert okazał się troszkę nudny. bronił się materiał stworzony przez nich, natomiast metalowo-skrzypkowe przeróbki znanych melodii nie przekonywały mnie już wcale.

po jelonku na scenę weszły luxy. i to była prawdziwa porażka. pięciu chłopa na scenie, żadnego ruchu, wokalista w kaszkietówce naciągniętej na oczy, kurtce zimowej i z rękoma w kieszeniach. masakra. do tego jakieś wonty do ochrony. muzycznie - 95% czasu to też nuda. podobała mi się tylko piosenka z wilkami w tytule. generalnie - mój pierwszy i ostatni koncert chujtorpedy.

następnie śpiewak czesio - największe zaskoczenie wieczoru. także pierwsza, lecz zdecydowanie nie ostatnia wizyta na jego występie. bardzo zróżnicowany set - od ciężkich, wręcz metalowych kawałków, przez spokojne dźwięki 'śpiewa miłosza' po totalny chaos i rozpierdol na scenie. wow.

moja osobista gwiazda wieczoru - hey. kasia jak zwykle doskonała, nowy materiał brzmi nieziemsko. znowu poczułem to coś.
ekstaza.
uniesienie.
rozkosz.
kocham, uwielbiam i czekam na jeszcze.
pisk kasi na 'wilk vs. kot' - miazga totalna.

-----------------------------------------
... a dziś - coma (eter, wrocław)
cieszę się niemiłosiernie że mogę iść. 'czerwony album' już przesłuchany, do 19:00 przypomnę sobie resztę albumów.
gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd

już teraz wiem że popłynę. tak jak na majówce, lub nawet bardziej.



poniedziałek, 3 grudnia 2012

03.12.12 - part 1

wolny weekend nigdy nie nadszedł.
przez ostatnie 2 tygodnie spałem, pracowałem lub spałem.
a gdy już było troszkę czasu, to udało się wyjść na 2 koncerty i picie z kumplami (co odsypiałem po dni kilka).
w sumie polubiłem taki dynamiczny i intensywny styl życia. nie ma czasu na nudę i błotniste myśli.

-------------------------------------------------------------------

i żeby tylko nie dać zmiażdżyć się kolosom
gorgonom nie dać się wzrokiem obrócić w kamień

nowa płyta hey jest zjawiskowa. dodatkowo: na żywo brzmi jeszcze lepiej.
a dziś...