head down running from the beast
break neck speed taking all my breath
black feet scraped and scarred and dripping blood
rain come down take me with your flood
feel your breathe on the back of my neck
where have i come to be
is this all that's left for me?
bulls roar loud
snakes move past my feet
no teeth no hands set me free
bones start rattling round inside my head i don't
know if
im alive or dead
noc.
w tafli jeziora przegląda się księżyc. jest nieszczęśliwy. w końcu udało mu się przegonić przeszkadzające chmury, jednak zobaczenie idealnego odbicia swojego wizerunku i tak jest niemożliwe. dziś narcyzowi przeszkadza gęsta mgła unosząca się tuż nad powierzchnią wody.
po środku jeziora znajduje się mała wysepka. w samym jej centrum rośnie wierzba. stara, dorodna. ona także płacze. przez mlecznobiałą mgłę nie może dostrzec dna.
akt I
cisza przed burzą. jak po wielkim wybuchu. nieskazitelna i chłodna.
jeden księżyc i samotna wierzba.
gęsty las dookoła jeziora i miliony gwiazd na niebie.
jedna mgła ponad powierzchnią wody i miłość spoczywająca tuż pod.
akt II
coś przyprowadziło go aż do brzegu. wydaje mu się, że pod wierzbą czeka ona. na niego. nieopodal widzi jej sukienkę. białą i zwiewną. sam także pozbywa się ubrania.
wchodzi do wody, powoli zanurza się w białym puchu.
drzewa ciągle milczą. gdyby tylko mogły, ostrzegły by go. wystarczyłby najmniejszy podmuch wiatru.
akt III
woda jest lodowata, dostaje gęsiej skórki na całym ciele. gdy zanurza się cały i stopy nie dotykają już dna, widzi tylko mgłę. płynie jednak przed siebie, nie ustaje ani przez chwilę. do niej. po dłuższej chwili zaczyna tracić czucie w kończynach. woda wysysa z niego ciepło.
gdy już ledwie unosi się na powierzchni, wyczuwa na swej ręce dotyk letniego jeszcze ciała. resztkami sił obejmuje ją, wie już jak to się skończy.
przez rzadszą już mgłę dostrzega wierzbę, lecz nie samą. stoi pod nią ten sam cień, za którym podążał przez las.
ściskając ukochaną, ostatnie co widzi to załamujące się światło księżyca. na dnie dołączą do pozostałych ofiar.
mgła zniknęła całkowicie. rozpłynęła się niczym cichy zabójca po
wykonaniu zadania.
epilog
kolejna taka noc, kolejna historia zakochanej dwójki i co raz płytsze
dno jeziora.
przez resztę nocy zabójcy podziwiają swoje dzieło, będąc jednocześnie wpatrzonymi w siebie. cudowne i tragiczne zapatrzenie. na wieczność.
nazajutrz znów spróbują nabrać kogoś na ten sam fortel. i znowu im się uda. są przecież sobie pisani, dla siebie stworzeni.
teoretycznie się już wyspałem, ale dalej jestem jakoś tak zmęczony. co gorsza nie mam alkoholu i nie mam chęci wyjścia do sklepu.
jutro się kupi i wypije za dziś :p
impreza sylwestrowa całkiem ok. piwa, wrocławski rynek, brodka.