wtorek, 14 kwietnia 2015

flume - left alone




goin' down but not for long
got no love to be someone
goin' down, but that’s alright
all i want is to be left alone
left alone, left alone, left alone
left alone, left alone, left alone
left alone, left alone, left alone
left alone

cannot swallow blue found vow
more than that, my sleep is wild
all i need is softened bones
breathe in sorrow
gonna watch you fake it now
will i freak, can i come down?
and i take it all at a loss
breathe in sorrow

gonna find them peaks and lows
hold them by the knees and bow
i can't always feel this proud
breathe out sorrow
oh, i tell you something more
what my brain is bleeding for
and it hurts my darling, but i breathe out sorrow

czwartek, 2 kwietnia 2015

wojownicy wódy

nie planuję powtórek przynajmniej do juwenaliów. jednakże chcę pamiętać ten alko-maraton.
no i wiadomo że planowanie planowaniem.


zaczęło się niewinnie, od piwka. bo miało być piwko. polał się jager, pękło ponad 1l jima, na koniec dostałem drina od grubego. wóda i nocleg u kumpla. jakże nieplanowany.

następnie wyjazd, krk, koncert, back stage. piwo, blanty, wino z bieszczad.
złota mewa, piwa przepijane 40tkami. długa rozmowa. powrót o 7:00.

i znowu wyjazd, tym razem krk. ha! ck w stylu hiszpańskim i z rurą. dobitka na wsi.

dzień po - koncert, zapieksy, stara znajoma z passportem i wódą. powrót przed 6:00 w sam raz na ho.

kolejny wieczór: przepyszna zapiekanka ziemniaczana na wieczór, nalot szwedzko-górski, jim miodowy. miał być koniec, ale piwo na kurwanowie. pewnie że na jednym nie stanęło. powrót, łycha z żabki kurwanowskiej, party (boy), kłapouche, żółte i plażowe w topie z samych okularów. blackout. knock out. pobudka do pracy.


powrót.
urodzinowe picie, whiskey sour! banie w secie.

1-2dni później znowu. razem ze spacerem, słodową, lodami, kończąc na ławce z sabatem czarownic w ręku.

zmiana czasu, po 6 rano za billboardem, 6 flaszek. cierpka pigwa samoróbka! zimno konserwuje, więc pewnie po jednej na głowę z gwinta. autopilot na rowerze. idiota!

przedwczoraj, po pracy. 6:30 rano. kapitan z etykiety rumu oraz pseudo-zielona-oszukana whiskey. 1,4 : 4 + tosty.

chyba starczy na 3 tygodnie.
ja już wiem na co umrę. lub przez co. no, z czym w ręku.

jadę do siebie na tydzień, trzeźwo nie będzie. wątrobo - trzymam kciuki!