(godzina 14 z minutami)
dobra, koniec z słodziutkimi kiciami. dzisiejszy nastrój proponuje, aby
takie łakocie wrzucić na patelnię, doprawić i dobrze obsmażyć. bo nie
dość że zły, to jeszcze głodny.
----------------------------------------------------------------------------
(godzina 2 w nocy z minutami)
cieszę się, że wcześniej przerwałem pisanie notki. za panowania słońca
bywa frustrująco i w tamtym momencie wylałbym do sieci hektolitry
nienawiści, kwasu i trucizny. a teraz, w nocy, mogę na spokojnie i przez
pryzmat całego dnia coś napisać. byłem zły bo był dzień. no i głodny.
głodny bo nie ma kasy. nie ma kasy - nie ma za co pić. aale.dzień nie był znowu taki zły. oszczędne (wręcz postne) zakupy, tramwajem na gapę, cały raid w wowie, a na dobranoc piwo i frytki ze współlokatorami. nasze mieszkaniowe gołąbki wyfrunęły z gniazdka to i ja wypełznąłem ze swojej jamy.
czuję jak powoli rodzą się w głowie nowe notki. lubię to zjawisko. bywa, że jednego wieczora piszę nawet 4, a potem tylko je dopieszczam i wrzucam.
------------------------------------------------
powracam do marzeń.
wczoraj uświadomiłem sobie, że odkąd mieszkam na nowym mieszkaniu, nie było mi odpłynąć gdzieś na dłużej. bywało, że przywoływałem wspomnienia i starałem się je tu przelać, ale przecież to nie to samo co marzenia. wycieczki po mojej nawiedzonej głowie. trwające pół nocy eskapady przez najdziwniejsze możliwe wersje wydarzeń z przyszłości i przeszłości.
rytuał przejścia zaczynam od odpalenia jakiejś depresyjnej muzyki w odtwarzaczu. zazwyczaj brand new. następnie przyjmuję wygodną pozycję łóżkowo-leżącą. a potem? potem to już tylko mózg przepełniony miliardem pomysłów, przemyśleń i skojarzeń. rozmyślania o najróżniejszych wydarzeniach - o tych realnych i tych nie całkiem.
efekty są przeróżne.
szczególnie dobrze pamiętam uczucie nieskończoności - niekończący się widok z wysokiej góry lub przytłaczającą wielkość jakiegoś obiektu, przy którym kurczę się do rozmiarów ledwo widocznych.
czasami osiągam stan ukojenia, czasem wspinam się na szczyty zadowolenia i euforii, a czasem zanurzam się w czarnej nicości i sięgam tego z najgłębszych den. każdy stan uwielbiam tak samo, każdy jest tak samo ważny i potrzebny do utrzymania równowagi. do zdrowego postrzegania świata codziennego także.
a potem sen.