sobota, 1 stycznia 2011

dupa, 31.12.2010

ostatni dzień roku upłynął mi pod znakiem podróży. najpierw łamiący wszelkie ograniczenia prędkości bus, później opóźniony i powolny pociąg tlk. w jebanym krakowie zgubiłem rękawiczkę, lewą na dodatek. dobrze, że nie było zimno.

sam sylwester minął dziwnie. na początku bulwers, bo jak miałem wielką ochotę na picie to mnie omijali. skoro nie wóda, to przylepiłem się do sziszy. uzależniające dziadostwo (przypomniał się letni wyjazd z cyganami). dostałem super zajebistego smsa od g. - chciałem go uczcić a tu dupa. nie pijemy, tylko naklejamy na czoło kartkę i zgadujemy. jak w podstawówce. po wielkich męczarniach odgadnąłem boba budowniczego. brawo! gdy już wszyscy odgadli swoje postacie, zaczęłi tańczyć. a jako że ja nie tańczę, to znowu szisza.

kilka minut przed 0:00 wyszliśmy na dwór - obowiązkowe odliczanie, szampan. a ja trzeźwy. fail. jak co roku obdzwoniłem wszystkich ważnych. g. powiedział "mam ci dużo do powiedzenia, widzimy się we wrocku". czekam. cała kasa z konta "wydzwoniona", w nowy rok nie mam jak doładować - dupa.

wódka już mi nie wchodziła, nie miałem ochoty. postałem chwilę w kuchni i chyba o 2 poszedłem spać. prawie spać, bo reszta balowała do piątej. ogólnie to pozytywnie, ale po raz kolejny stwierdzam, że koniecznie trzeba pić jak się ma ochotę, bo później będzie trzeźwa dupa.

poranek jak poranek. specyficzny śmiech współlokatorki, jakiś tam ból głowy, spokojne rytmy brand new i mastodona z głośników. tylko dupa, bo coś się zepsuło i nie ma ogrzewania. ale co tam, ważne że jest prąd i komp. no dobra, tona jedzenia z domu też się do mnie uśmiecha. okazuje się, że reszta nie poszła spać. twardziele.

no i dupa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

proszę wybrać 'nazwa / url' by wpisać adres swojej strony