zawiodłem się na ludziach. o ironio.
to ci sami, na których otworzyłem się przez ostatnie dwa lata. po co mi to było? dobre pytanie.
nie jestem zły, każdy ma swoje potrzeby i sposób bycia. widocznie ja mam inne i rozminęliśmy się na rogu ulic życia. tylko to rozczarowanie.
---------------------------------------------------
cisną się na usta słowa adasia miauczyńskiego: "nie udało mi się życie, zmarnowałem". bo to co mam to wrocławska dziura w sercu, której nie jest w stanie załatać kraków ani dom; oraz muzykę. i czym większa ta dziura, tym więcej muszę w nią wlać muzyki. na całe szczęście nie działa to w drugą stronę - ilość muzyki nie powiększa dziury. może to błahe.
tak bardzo podoba mi się to miasto, może samo naprawi tę dziurę? ma jeszcze miesiąc.
----------------------------------------------------------------
miałem się odezwać gdy on już sobie pójdzie. jeszcze nie poszedł. dlaczego więc piszę?przez ostatnie kilka dni usilnie starałem się nie myśleć. zawsze staram się tak robić, gdy czuję ciemne i złe. nie myśleć i nie pisać. tym razem jest inaczej. czuję jakoś inaczej. jeszcze nie potrafię tego nazwać, ale to trwa nadal i nie wygląda na to żeby przestało.
jest też drugi powód. przeczytałem, że inni też myślą o swojej śmierci - o reakcjach innych, o tym kto będzie pamiętał. kiedyś wyobrażałem sobie kto zająłby się mną, gdyby cała rodzina zginęła. skoro nie wydaje mi się to już super dziwne - mogłem zaciągnąć trybiki do pracy.
gdy byłem u kogoś w domu - zawsze obserwowałem relacje rodzinne. w sumie nadal tak robię. nie to, że u mnie jakaś patola. nie. ale są różnice, czasem duże.
śmierć jest zawsze dobrym tematem. niby wiadomo że każdy umrze, jednak większość chyba o tym nie myśli. a jak czują się ludzie którzy mają śmierć jak w banku? nieuleczalne choroby & shit. albo ludzie którzy wychodzą od lekarza z datą: 1 rok przydatności.
chciałbym rozwinąć niektóre aspekty w osobnych notkach - może się uda.