sny
pamiętam trzy. w pierwszym byłem w kościele i nagle zapanowało wielkie poruszenie (o ile jest to dobre słowo). takie pomieszane z niepokojem. dlaczego? otóż była przepowiednia (wg kościoła też prawdziwa), że koniec świata nadejdzie tego 21 grudnia jeśli przed tą datą zmieni się świat. diametralnie. i podczas mojej wizyty w kościele chyba się to stało - bo ksiądz przestał mówić, odezwały się radyjka dziadeczków i ludzie zaczęli wychodzić z kościoła. obudziłem się zanim dotarłem do drzwi wyjściowych.
drugi sen był o wojnie. już niestety bez szczegółów.
trzeci znowu związany z kościołem. stare miasto które składało się z pomieszania wrocławia, krakowa i miasta rodzinnego. wszedłem do kościoła, wyszedłem dziwnym wyjściem, wróciłem, kogoś zobaczyłem, wszyscy wyszli, szukałem tego kogoś, trafiłem do jakiegoś sklepu, potem rynek, zrobiło się ciemno i tyle. było niebieskie światło i jacyś znajomi ludzie.
bieganie
biegałem sobie ot tak, truchtem. bo po co szybko, jak można wolno i spokojnie. potem przeczytałem artykuł, że z wszystkich istot na tej planecie to człowiek jest najlepiej do tego przystosowany. to sobie podkręciłem tempo w sobotę. i zobaczyłem, że jest to dobre. więc ciuram teraz siakieś takie interwały.
ps biegam też dla zapachów - roślin, nadciągającej jesieni, ognisk i ławeczek. rozwinę ławeczki: zakochane parki nad którymi unosi się chmura perfum, dezodorantów i innych pachnideł. lubię też widok ludzi biegnących przede mną - tak fajnie przebierają nóżkami. a na widok huskich rozklejam się jak zakochana nastolatka w rui.
dom
przed krakowem byłem w domu. olimpiada 24/7, balkon, rower, góra, tosty u a. i opychanie się w domu. po raz kolejny stwierdzam, że część mojej rodziny ma problemy z głową. i to ta połowa z której jak na razie odziedziczyłem więcej. ciekawe kiedy mi odbije :D (hmm, może jednak nie powinienem się z tego śmiać). mamuśka chce wnuki, ojciec nie chce żebym mieszkał za daleko. huehueheueueueueu
zapomniałbym o stadzie 1000 gawronów. robi wrażenie jak przelatują nad blokiem. no i jak kraczą pod oknem o 4 rano.
lodówka
w krakowie mieli pełną lodówkę. to ja też. 4 jogurty, banany, nektarynki, marchweki, kabanosy, serki, papryka, pomidory, dzisiejszy gulasz z brązowym ryżem, galaretka. cieszę się na samą myśl o tym wszystkim :D
dodam, że mam problem ze znalezieniem dobrych płatków. w sklepach w pobliżu tylko jakieś smuty za 6zł. może biedronka mnie uratuje.
sport
już w ten weekend 1 kolejka primera division, vuelta rusza 18. już widzę mój zapał do magisterki.
zmiany na blog.pl
wezmę na klatę, zobaczymy jak to będzie wyglądać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
proszę wybrać 'nazwa / url' by wpisać adres swojej strony