poniedziałek, 29 sierpnia 2011

freedom

brakowało mi bloga.

w dniu dzisiejszym odzyskałem całkowitą wolność internetową. mogę oglądać/czytać/pisać co tylko chcę bez szeryfa moralności wyglądającego zza pleców.

wolność powróciła także na fronty głośnej muzyki i ulubionych seriali! oh ah.

---------------------------------------------------------------------

sierpień upłynął mi pod znakiem roweru (przejechane 760 kilometrów w tym roku, cel - 1000) i wczasów w krakowie.
chyba jakieś sparwozdanie z tego będzie
a na koniec - 31 sierpnia pierwsza jazda.

czwartek, 11 sierpnia 2011

prośba/urodziny 2011

wypijcie moje zdrowie w ten weekend - 23 urodziny to nie byle co!

//edit 12.08: d-day

prawdziwe oblewanie już za nami - środowy grill udany tak samo jak czwartkowy ból głowy.
dziś po powrocie z roweru wchłonę pewnie symboliczne piwko, a w niedzielę na górkę (tę co wcześniej ;p)

//edit 16.08: d-day + 4

niedziela była intensywna. górka (leżenie i patrzenie w niebo), bar, mecz (barca vs. real) no i muzyka do 2 w nocy.
5 browarów, 1 pizza i chipsy. miło

napisałbym coś więcej, ale totalnie nie ma warunków.

dziękuję wszystkim czytelnikom! ;]

sobota, 6 sierpnia 2011

dzień piwa

inaczej:

popołudnie spędzone we trójkę: 2+1, gdzie "1" to ja. panorama na miasto, koce, piwo, chipsy, słońce i muzyka.

inaczej:

tak właśnie wyobrażam sobie spędzanie czasu z bliskimi. usiąść na szczycie górki - ponad betonem i codziennością - wśród traw i białych kwiatków. ona zrywa kilka, siada i wylewa piwo. spodnie mokre, dupa mokra - my w śmiech. potem suszenie "mokrym do słońca", głupie telefony od młodej i inne śmieszne opowieści.

inaczej:

tak sobie siedząc i milcząc, słuchamy brand new, coldplay, oglądamy ewolucje szybowcowe i zadymioną okolicę. magiczna atmosfera.
chmury zawieszone na drutach telegraficznych i zachód słońca.


tak to się wszystko przeplatało tego popołudnia.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

deszcze niespokojne

kolejny dzień pada. ale nie narzekam - aktualnie pogoda odpowiada mojemu samopoczuciu. nic nie chce mi się robić, na nic nie mam ochoty.

praktycznie cały weekend przeleżałem słuchając muzyki. mimo tego, dziś wstałem dopiero o 10:30. umyłem się, zjadłem śniadanie słuchając brand new. czuję się taki wypoczęty i spokojny.

naszło mnie także na dziwne przemyślenia, ale to temat na inną notkę.

-----------------------------------------------------------------------
nocami nawiedzają mnie przeróżne sny.

w jednym z nich uczestniczyłem w egzorcyzmach mojej siostry. tak się jakoś stało, że w pokoju zostałem z nią sam na sam - no i oczywiście wtedy zaczyna się dziać. na twarzy ma jakąś chorą maskę i patrząc mi w oczy uciska nią na moje zęby. gdy zaczęło boleć - obudziłem się.

drugi - nocą dojeżdżałem tramwajem na rondo reagana. po otwarciu drzwi rozległy się strzały - jakaś psychopatka strzelała z pistoletu do ludzi. wysiadłem z tramwaju i uciekłem w stronę budynków polibudy (nie wiem jak). pani kontynuowała strzelanie na przejściu dla pieszych pod grunwaldzki center. zacząłem ją wyzywać od najgorszych żeby zwabić ją w miejsce w którym nie będzie ludzi. pobiegła za mną, dwa razy do mnie strzelała. skręcając w norwida krzyknąłem: "mnie nie zabijesz frajerko". słyszałem jak się zbliża. gdy tylko wyłoniła się zza rogu budynku dostała kosę, pistolet upadł gdzieś daleko. zadzwoniłem na 911, policja przyjechała, wariatka zginęła przy próbie ucieczki. potem jakiś komunikat z radia: "[...] chora psychicznie kobieta zabiła wczoraj w nocy 27 osób. do jej pojmania przyczynił się 22-letni student politechniki [...]"