poniedziałek, 11 marca 2013

23 - 28 lutego

poza codzienną aktywnością, działo się jeszcze trochę.

23 - wernisaż i obrona dyplomu pt. "głuchy krzyk" (browar mieszczański)


prace były dziwne, ale w porządku. nie wpadłbym na taki pomysł, ale też nie zwaliło mnie to z kolan.
powalił mnie za to klimat pomieszczeń browaru mieszczańskiego (mały smaczek na zdjęciu poniżej). odpadająca farba, smród, chłód, ogólne zaniedbanie. a wypożyczenie 3-4 sal na jedno popołudnie - 300 zł.



28 - zwykły czwartek


rano, jak to rano, praca. na 6:00.
po pracy poszedłem na siłownię, pierwszy raz do takiej dużej, ładnej i po drodze :) sprzęt fajny, duuużo bieżni i ogólnie spoko. po zmęczeniu się i kolacji, miałem iść na koncert do klubu alive. zapakowałem więc ręcznik i szampon, w celu się umycia.

zdziwiłem się trochę, gdy zamiast normalnych kabin prysznicowych zastałem tylko kilka słuchawek i przegródek. no i co, nie wypada przecież śmierdzieć wśród znajomych. trzeba więc było paradować z gołą dupą  przed innymi ludźmi. i tutaj wydarzyło się coś dziwnego. spodziewałem się jakiegoś nieprzyjemnego odczucia, a nie dość że go nie było, to jeszcze było jakoś tak inaczej - ale w pozytywną stronę. jakby wolność, wyzwolenie, zaskoczenie sytuacją i czerpanie z niej dziwnej przyjemności. może to wprowadzanie do ekshibicjonizmu? sick&twisted! :D

gwóźdź wieczoru - nie strzelać do pianisty w alive.
koncert było bardzo dobry. pianista i gitarzysta - pełna profeska. wokal też. polecam.
po koncercie dosiadł się do nas pianista z zapytaniem czy pijemy. jak nie, jak tak? po jakiejś chwili przyniósł po banieczce wiśniówki. niestety posmakowało mi bardzo.
niestety, ponieważ gdy posmakuje, nie ma już odwrotu. a na drugi dzień miałem też na rano.
poszedłem więc do bankomatu, postawiłem kolejkę, potem h. postawiła, potem znowu ja. w międzyczasie piwo.
obudził mnie szefu jakoś przed 11 rano, wziąłem na żądanie :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

proszę wybrać 'nazwa / url' by wpisać adres swojej strony