niedziela, 6 maja 2012

wyspa na żywo

3 majówka na słodowej była wspaniała.

we czwartek łąki łan, czyli mindfuck na 1200%. następnie deszczowa i bardzo klimatyczna nosowska. fani nie ułatwiali jej wczucia się w smutne piosenki, krzycząc "kochamy cię" przed każdą jedną. zrobiło się zimno, dalej lało, więc poszliśmy do domu.

w piątek końcówka jelonka (wow), acid drinkers, dżem, browary z k. no i na koniec myslovitz. nowe - i dla mnie - nie dorównujące staremu. kowalonek śpiewa dobrze, ale w głowie miałem głos rojka. kilka piosenek kultu i się zmyliśmy.
sobota! brodka wspaniała, piękna i zwiewna. od chłopaka z pierwszego rzędu pożyczyła koszulkę nirvany - i jemu też zadedykowała wykonany cover. śpiewała w niej już do końca, ktoś krzyknął "kurt jak malowany". zagrana cała granda + 2 covery + 2 nowe piosenki - varsovie i dancing shoes i jakiś staroć.
tutaj umieszczam obrazek, który zostanie w mojej pamięci przez długi czas. pod sceną był upał - lampa grzała no i wszscy skaczą. na kropkach kreskach chwila odpoczynku. oparty na barierce, wpatrzony w fioletowe szkła jej okularów, odczuwam lekki i przyjemny podmuch wiatru. ach. niby nic, a jednak wspomnienio-genne.

następnie grało lao che. ich koncert postanowiliśmy spędzić z tyłu, spokojnie. przez kilka piosenek dało się nawet posiedzieć. po paru piosenkach z gospel i dc/ac stało się - powstanie. pierwszy kawałek dałem radę ustać na tyłach, ale na kolejne znowu poleciałem pod barierki. morda wydarta, nogi wyskakane, energia na maxa.
na podwieczorek została coma. dopiero drugi koncert, na którym byłem w całości (dziś nie przeszkadzały kolana, ani śnieg, ani nic innego). dobry koncert. w międzyczasie przyszły chmury i zrobiło się zimno, więc musiałem skończyć nogi żeby się rozgrzać. bolą do teraz.
pod domem zaczęło kropić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

proszę wybrać 'nazwa / url' by wpisać adres swojej strony